Recenzja filmu

Królowa aniołów (1999)
Mariusz Grzegorzek
Gabriela Muskała
Mariusz Jakus

Spazmy i krzyki

Zarówno w muzyce, którą Grzegorzek lubi, jak i w filmach, które robi, jest coś chorobliwego i nawiedzonego. Coś wściekłego. Już w Rozmowie z człowiekiem z szafy - swoim debiucie z 1994 roku -
Zarówno w muzyce, którą Grzegorzek lubi, jak i w filmach, które robi, jest coś chorobliwego i nawiedzonego. Coś wściekłego. Już w Rozmowie z człowiekiem z szafy - swoim debiucie z 1994 roku - Mariusz Grzegorzek objawił się jako wizjoner. Jego ćwiat jest mroczny, człowiek w nim rozdygotany, a emocje na krawędzi histerii. O takim kinie jak jego na ogł mwi się: artystyczne. Cokolwiek by to znaczyło, brzmi śmiertelnie nudno i podejrzewam, że sam artysta, słysząc owe siermiężne kwalifikacje, rozkłada ręce. A na filmach Grzegorzka trudno się nudzić, uwaga widza jest wciąż czymś zajęta: niespodziewane sytuacje jak z klasycznego thrillera, demony jak z horroru, konwulsyjne szamotaniny jak z filmu grozy. Tak Grzegorzek opowiada o elementarnej sprawie: o miłości. Albo inaczej, o emocjach, ktre tę miłość wskrzeszają bądź niszczą. W Rozmowie z człowiekiem z szafy Grzegorzek odprawia gusła - bo tak trzeba określić ten sposb narracji - nad miłością matki do dziecka. W Królowej aniołów posuwa się dalej, śledzi kolejne jej etapy. Odsłania porażające oblicza: uwodzicielskie maski i surowe twarze. Usiłuje znaleźć przyczynę i skutek, powiązać prapoczątek dzieciństwa z późniejszą dojrzałą miłością do kobiety, do mężczyzny. Pyta: dlaczego uczucia tak bolą? Skąd ten strach? Skąd rozpacz? I dodaje: one towarzyszą miłości od dawna, może od chwili, kiedy pojawił się człowiek obciążony marzeniem o harmonii. Dlatego, dla zaakcentowania uniwersalności problemu, akcja Królowej aniołów toczy się jednocześnie w dwóch płaszczyznach - we współczesności i mniej więcej 100 lat temu. Jednak te dwie historie nie płyną obok siebie, one są połowami tej samej całości, swoimi lustrzanymi odbiciami. Maria, w warstwie współczesnej, prezentuje typ silnej kobiety, jako guwernantka jest egzaltowaną panną z rozbudzoną wyobraźnią. Podobnie rzecz się ma z Jakubem - jako lekarz jest zagubiony i neurotyczny, jako ksiądz twardo stąpa po ziemi. Ich splątane historie, historie niekochanych dzieci, zmierzają w jednym kierunku - do odzyskania pierwotnych czystych emocji. W związku z tym nie dziwią muzyczne fascynacje Grzegorzka. Na ścieżce dźwiękowej do Królowej aniołów wykorzystuje utwory Babybird, Talk Talk, His Name is Alive, śpiew Meredith Monk. Jeszcze w szkolnych etiudach (Robak, Goliathus, Goliathus, Karakatau) wielokrotnie powracał do muzyki brytyjskiego zespołu Dead Can Dance. Na co dzień reżyser słucha Portishead, Trickego, Massive Atack, Gusgus - słowem, muzyki dekadenckiej, pompatycznej, rozdygotanej. Jeżeli można ją do czegoś porównać, to do szamańskiego egzorcyzmu - półświadomego zaklinania świata. W tej muzyce, jak i w filmach Grzegorzka, jest coś chorobliwego i nawiedzonego. Coś wściekłego. Królowa aniołów wymyka się jednoznacznym interpretacjom, ale na pewno stanie się rajem dla psychoanaliz i tropicieli wszelkiej maści osobliwości i kompleksów. Poplątane losy bohaterów aż się proszą o metodyczne rozsupływanie, a nieznośna, religijna ikonografia w gęstej siatce czytelnych symboli nie może umknąć uwadze dociekliwego interpretatora. Jednak te warstwy filmu są zbyt oczywiste, więc być może nie należy ich porządkować w racjonalizujących wywodach. Przecież kiczowatość oleodrukowych Matek Boskich i komunijnych Jezusików ma ożywiać nie tyle plastyczną stronę filmu, co współtworzyć język podświadomych emocji. Ale właśnie tę funkcję w Królowej aniołów o wiele sugestywniej spełniają niesymboliczne przedmioty - kredensy, łoża, krzesła, zegary, porcelanowe figurki, popiersia, wypchane zwierzęta, inkrustowane ramy, a także septyczne pomieszczenia, całkowicie pozbawione barokowej nadmierności. Grzegorzek wraz z operatorem - fenomenalną Jolantą Dylewską - z czułością celebrują każdy szczegół, który na celuloidowej taśmie zaczyna pulsować dziwną energią. Wobec koloru ścian, opadających na kark włosów czy talerza z przekrojoną kiełbasą człowieka już nie ma, w tej panteistycznej w swej istocie wizji świata przestaje być najważniejszy. Fascynujące. Królowa aniołów nieodparcie nasuwa skojarzenia z Szeptami i krzykami Bergmana, arcydziełem sprzed 25 lat. Dla obydwu twórców, imaginacyjnym zaczynem filmu był obsesyjnie powracający sen - kilkuletniemu Grzegorzkowi śniła się kobieta bez twarzy, która przychodziła po niego do białego łóżka; do Bergmana wielokrotnie powracał obraz trzech tajemniczych kobiet w milczeniu krzątających się o świcie w czerwonym pokoju. Obydwaj nakręcili filmy matriarchalne, filmy o niedosycie matczynej miłości i o miłości w ogóle. Obydwa filmy traktują o zdławieniu emocji, o śmierci za życia. Grzegorzek przejawia tylko większą skłonnoćć do moralizowania. Najdobitniej ujawnia ją w ostatniej scenie Królowej aniołów: aktorzy już w cywilnych ubraniach w kilku zdaniach, klarownie wykładają tezę filmu. Po obejrzeniu Królowej aniołów najpierw rozpierała mnie duma z tego, że w europejskiej kinematografii dzięki polskiemu reżyserowi pojawił się film, który nie tylko mówi o czymś, który nie tylko nie jest chudszym plagiatem, skądinąd świetnych, amerykańskich sensacji i który nie jest tylko i wyłącznie warsztatowym majstersztykiem. Ale potem już na spokojnie pomyślałam, że przecież mam do czynienia z sytuacją jak najbardziej normalną: twórca traktuje swojego odbiorcę serio - nie jak bezmózgowca, w trakcie seansu skupionego jedynie na tym, aby w ciemnościach trafić do torby z popcornem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones